Nie mam ani dostatecznych kompetencji, ani doświadczenia, aby mówić komukolwiek jak biegać (w dowolnym rodzaju obuwia). Napiszę za to jak NIE należy biegać w bosakach i dodam do tego garść własnych przygód (w tym siniak na pięcie).
Kiedy kupiłam pierwsze bosaki było lato. Wakacje. Dużo czasu i spokoju. Nie musiałam nigdzie biegać, a kiedy szłam pobiegać, robiłam to w butach do biegania. Proste, prawda?
Ale nadeszła jesień, deszcz, ziąb i motywacja, by czasem dobiec do tramwaju albo zdążyć na zielonym. I nie mówię tu o delikatnym podbiegnięciu tylko o konkretnym biegu. Nagle zaczęły się problemy.
Pierwsza próba dobiegnięcia na czas skończyła się bólem kostki. Druga i trzecia też. Potem postanowiłam po prostu nie biegać po mieście.
Aż podczas wyjazdu na narty w marcu 2022 mąż namówił mnie na skarpetkobuty, a konkretnie Skinnersy, które wypatrzył w sklepie sportowym w Austrii. Trochę się opierałam (czy na pewno tego potrzebuję?) ale dałam się namówić.
Doszłam do wniosku, że to będzie idealny sposób, by nauczyć się biegać boso nie-boso. Bo czułam, że muszę się nauczyć w nich biegać jeśli chcę swobodnie poruszać się po mieście i po prostu… żyć.
Dlaczego bieganie boso (i w bosakach) jest inne?
Większość dzisiejszych niespecjalistycznych butów do biegania ma obcas. Podwyższona pięta i doskonała amortyzacja zapewniana przez podeszwę sprawiają, że każdy krok zaczynamy od pięty. Konstrukcja buta wręcz wymaga takiego kroku.
Jako dziecko trochę biegałam (na orientację) i wielokrotnie słyszałam, że prawidłowo technicznie należy stawiać stopy na śródstopiu. Co z tego, skoro w butach, które miałam nigdy nie byłam w stanie tego zrobić. Dziś, wraz z rozwojem sportów biegowych, oferta obuwia i wiedza na ten temat jest dużo większa, ale wciąż większość łatwo dostępnych butów do biegania (oraz butów, które nosimy na co dzień) ma obcas. Wszyscy jesteśmy przyzwyczajeni do stawiania stopy na pięcie.
Ale bosaki nie mają obcasa ani dużej amortyzacji, więc biegnąc w takich butach czujemy się jakbyśmy na tej pięcie naprawdę lądowali. I nie jest to miłe uczucie, bo pięta nie została stworzona do tego.
Tylko lądowanie na śródstopiu pozwala wykorzystać naturalny proces amortyzacji powstały w wyniku lat ewolucji.
A więc żeby nauczyć się biegać w bosakach (nawet do tramwaju) postanowiłam nauczyć się biegać bardziej fizjologicznie.
Proces nauki
W moim przypadku nauka przebiegała w trzech etapach. Nie mam żadnych schorzeń ani problemów, więc nie konsultowałam jej z żadnym specjalistą, działałam intuicyjnie. Starałam się więc zachować maksymalną ostrożność.
Etap 0. Przygotowania
Przede wszystkim postanowiłam biegać bez przeszkadzajek. Bez dzieci, znajomych i bez telefonu. Chciałam maksymalnie skupić się na podłożu, kroku i ciele – żeby nie tylko odpowiednio stawiać stopy, ale też wyczuwać najdrobniejsze problemy. Szukałam więc okazji kiedy mogłam biegać samotnie, ale bezpiecznie – rodzina, znajomi lub dom musiały być blisko.
Etap 1. Po miękkim
Byłam akurat na Mierzei Wiślanej, więc postanowiłam wykorzystać leśne, nieco piaszczyste ścieżki. Bałam się nie tylko o stopy, ale też o kolana i ogólnie o wszystko 😀 Biegłam w ogromnym skupieniu, ale podłoże było tak miękkie, że czasem w nim “tonęłam”. Nie byłam w stanie ocenić na czym tak naprawdę ląduję. To nie miało sensu.
Etap 2. Po leśnej drodze
Etap drugi nastąpił więc zaraz potem. Przeniosłam się na drogę obok. Częściowo asfaltowa, przykryta sporą warstwą igliwia, piasku i leśnych skarbów. Tutaj rzeczywiście byłam w stanie ocenić na czym ląduję. Udawało mi się lądować na śródstopiu, ale każdy krok wymagał ode mnie ogromnego skupienia – nie tylko by stanąć na odpowiedniej części stopy, ale też by nie stanąć na kamieniu. To skupienie połączone ze strachem przed kontuzją okazało się bardzo męczące.
W dodatku na drodze tej spotkałam w pewnym momencie swoje dzieci. Chwila dekoncentracji – nie zauważyłam kamienia na którym stanęłam i… nie wiedziałam, że to w ogóle możliwe, ale skończyło się bolesnym siniakiem na pięcie. Utrzymywał się przez tydzień. Pierwsze koty za płoty, ale musiałam zrobić przerwę.
Etap 3. Po Trójmiejskim Parku Krajobrazowym
Kolejny etap to już bieganie z domu. Wbiegałam na pobliski punkt widokowy i znów w dół. Obfitość korzeni, kamieni i liści utrudniała zadanie, ale to były ścieżki, które świetnie znałam i wiedziałam czego się po nich spodziewać. Przy trzeciej przebieżce zauważyłam, że nie muszę już tak skupiać się na tym jak stawiam stopy. Wystarczy, że skupiam się na podłożu, a nogi i stopy pracują samodzielnie.
Etap 4. Po mieście
To był czas próby. Na szczęście okazała się udana!
Od tamtej pory swobodnie i bez stresu podbiegam do tramwaju i zielonego światła. Wciąż jednak jestem bardzo ostrożna jeśli mam jakieś dodatkowe tobołki, np. zakupy albo torbę z laptopem. Wtedy nie mam tak dobrej kontroli nad ciałem, część uwagi skupiam na ładunku. Obawiam się, trochę, że swobodny bieg w takich okolicznościach mógłby znów skończyć się bólem kostki. Nie jest więc idealnie!
Dodatkowe spostrzeżenia z nauki biegania
Podczas tej nauki biegałam bardzo skupiona. Dzięki temu zauważyłam dwa zjawiska, których się nie spodziewałam.
Inna praca nóg
Biegając po górkach TPK odkryłam coś interesującego. Nie mam pojęcia, czy to dobre, złe, czy neutralne, ale zauważyłam, że biegając w Skinnersach pod górkę inaczej stawiam stopy. Dawniej, w konwencjonalnych butach, już przy niewielkiej stromiźnie zaczynałam odbijać się z samych tylko palców. Teraz, nawet przy większej stromiźnie, wciąż stawiam całe stopy i wybijam się z całych stóp. Czy tak jest lepiej, szybciej, bardziej efektywnie? Nie mam pojęcia. Ale zauważyłam, że przy takim biegu mięśnie pracują nieco inaczej.
Czujne stopy
Pamiętacie siniak na stopie? Byłby dużo bardziej dotkliwy, ale moje ciało w sposób zupełnie niezależny od mojej świadomości szybko przeniosło swój ciężar odciążając piętę. Obserwowałam to jeszcze kilkukrotnie – np. kiedy nadepnęłam na gałązkę, która okazała się twardym korzeniem, albo kiedy nastąpiłam na liść, pod którym było coś twardego i ostrego. Nasze stopy są bardzo czułe, a całe ciała – czujne. Kiedy stopa wyczuwała coś niebezpiecznego na podłożu momentalnie zmieniała położenie, a czasem ciało szybciej stawiało drugą stopę by zminimalizować nacisk. Nie chcę tu romantyzować możliwości naszych ciał i nakłaniać do biegania całkiem boso. Same stopy nie uchronią nas przed ukrytym szkłem (choć przed tym chronić powinna opatentowana podeszwa moich skarpetkobutów ;)) Mimo wszystko po latach biegania w mocno amortyzowanych butach lub kolcach byłam pod ogromnym wrażeniem tego jak szybko jestem w stanie reagować na przeszkody, o których istnieniu wiem tylko dzięki odczuciom płynącym ze stóp (bo interpretacja bodźców wzrokowych okazała się błędna). To była prawdziwa lekcja pokory wobec mojego ciała!
A więc jak nie biegać w bosakach?
- Nie biegaj w bosakach tak, jak w konwencjonalnych butach do biegania.
- Nie ufaj nadmiernie swoim wcześniejszym umiejętnościom biegowym 😉
- Nie ląduj na pięcie.
- Nie biegaj nieuważnie ani na oślep.
Wiele osób powie Ci, że bieganie boso to umiejętność, której trzeba nauczyć się od nowa. Ja powiem raczej, że biegać już umiesz. Nauczyć musisz się tylko tej naturalnej techniki biegu. W moim przypadku okazało się to o wiele łatwiejsze niż się spodziewałam, czego i Tobie życzę!