Zacznijmy od tego czym jest ciałopoczucie, bo tego słowa nie znajdziecie (jeszcze) w słownikach. Ciałopoczucie określa jak czujemy się w danej chwili w swoim ciele.
Wczoraj czułam się w swoim ciele jak milion dolarów, a dziś jak nadęta buła, i to mimo ogólnie dobrego samopoczucia? To właśnie słabe ciałopoczucie.
Tego typu odczucia mogą być powodowane wewnętrznie (w wyniku zmian w gospodarce hormonalnej) ale też całkowicie zewnętrznie, kiedy np. zakładasz z premedytacją za ciasne jeansy. Może będziesz „czuć się lepiej” (czyt. sądzić, że wyglądasz w nich wyglądać lepiej) i pewniej wkroczysz na imprezę (lepsze samopoczucie), ale jednocześnie Twoje ciałopoczucie będzie coraz gorsze, bo szwy ograniczające ruch, trudności z siadaniem i guzik uciskający brzuch będą Ci cały czas przypominały, że Twoje ciało nie spełnia Twoich wyśrubowanych kryteriów.
Choć nic nie uchroni nas w pełni przed złym ciałopoczuciem, bo hormony nie śpią, włosy miewają zły dzień, a spodnie czasem po prostu cisną, istnieje wiele sposobów na poprawę naszego ciałopoczucia. Możemy np:
- unikać za ciasnych rzeczy,
- zaakceptować, że wygląd nie jest najważniejszą funkcją naszych ciał,
- jeść w zgodzie z potrzebami naszymi i naszych kiszek,
- normalizować w naszym otoczeniu różnorodność.
Warto także unikać za ciasnych butów 🙂
Jak źle dopasowane buty psują ciałopoczucie?
- W krótkim okresie powodują ból, odciski i obtarcia
- Mogą powodować drętwienie
- Sprawiają, że nie możemy swobodnie chodzić, a chodząc w nienaturalnej pozycji (która pozwala nam unikać bólu w źle dobranych butach) obciążamy „niewinne” części ciała powodując czasem także ich ból.
- Mają długofalowe skutki w postaci deformacji, np. haluksów
Słyszeliście kiedyś o krępowaniu stóp kobiet w Chinach? Ta niepokojąca praktyka prowadziła do koszmarnych deformacji, a w zasadzie do kalectwa. Ale jeśli spojrzeć na deformacje, do których prowadzi „zwyczajne” chodzenie w modnych dziś butach o wąskich noskach, kierunek deformacji jest ten sam, jedynie natężenie mniejsze.
Jak już pisałam w tekście Moja historia, bardzo wcześnie zorientowałam się, że źle dopasowane buty powodują u mnie tak duży dyskomfort, że po prostu nie chcę i nie mogę nosić ich regularnie. Ale wciąż przez wiele lat zazdrościłam osobom, które „swobodnie” (jak sądziłam) nosiły wąskie buty (i wysokie obcasy) każdego dnia.
Dziś kiedy widzę takie buty na sklepowej wystawie, przed oczami staje mi chińskie krępowanie stóp. Ale ponieważ widok jest drastyczny, odważni sami znajdą źródła, a ja zostawię tu taki obrazek:
Czy stąpasz twardo po ziemi?
Osoba biegająca boso będzie miała palce bardziej rozczapierzone, bo tego potrzebuje dla lepszej stabilizacji, rozkładu ciężaru itp. Dodatkowo, obciążając stopy przy bieganiu może powodować dalsze „rozbijanie” stóp. A czego potrzebuje biznesmen? Sądząc po powyższej grafice – modnych butów.
Nie chcę tu wcale być złośliwa. W naszej kulturze ubiór bywa silnym wyznacznikiem statusu. O ile u mężczyzn przejawia się to przede wszystkim wąskimi czubkami butów i niewysokimi obcasami, w przypadku mody damskiej sprawa jest bardziej złożona. Czubki butów bywają o wiele węższe, a obcasy wyższe i często niestabilne.
Mogłabym poświęcić niejeden artykuł (i może kiedyś to zrobię) temu, jak wysokość obcasa wpływa na naszą równowagę i efektywność chodu. Trudno podejmować decyzje, kiedy wciąż się chwiejemy.
Kultura do zmiany
Badania wskazują też jednoznacznie, noszenie w pracy wysokich obcasów wpływa negatywnie na koncentrację. Przez nienaturalną pozycję zmieniamy sposób, w jaki oddychamy, mamy mniejszą swobodę ruchów, a długotrwały ból zmniejsza zdolność do utrzymywania skupienia. To ostatnie stwierdzenie dotyczy z pewnością także mężczyzn!
Niewygodne buty obniżają nasze ciałopoczucie tak jak niewygodne spodnie, a przy tym mogą wywierać na nasze ciała długotrwałe efekty. Kultura mści się na nas, a na kobietach – przez wysokie obcasy – ze zdwojoną siłą. Połączenie wysokich obcasów i bardzo wąskich czubków powoduje ogromną presję deformacyjną na przednią część stóp.
Na szczęście zmiany kulturowe wymagają mniej czasu niż zmiany ewolucyjne. Dlatego zamiast poddawać się oczekiwaniom kulturowym (także kultury firmowe) lepiej już dziś – na tyle na ile to możliwe – działać na rzecz kultury sprzyjającej zdrowiu. Tak wiele słychać dziś o równowadze między życiem a pracą. Czas pomyśleć też o bardzo przyziemnym problemie równowagi naszych ciał.
Wyglądasz lepiej – czujesz się lepiej?
To jest paradoks. Choć często wyglądając lepiej „czujemy się” lepiej, tak naprawdę mówimy tutaj o samopoczuciu związanym z funkcjonowaniem w społeczności. Ale bywa ono zupełnie sprzeczne z ciałopoczuciem, czyli tym jak czujemy się wówczas z naszymi ciałami.
Mniej fałszu słychać w powtarzanym przez kobiety od (założę się) co najmniej stuleci haśle, że dobry wygląd musi boleć.
Ale ja się z tym nie zgadzam. To, że żyjemy w tak ukształtowanej kulturze nie znaczy, że nie warto jej zmieniać od wewnętrz. Choćby małymi krokami w bosakach!